Gdyby nie myśliwi, dziki zalałyby nasze tereny

2014-12-01 13:59:03 (ost. akt: 2015-01-13 10:40:38)

— Zwierzynę się pozyskuje, bo ją trzeba pozyskać. Gdyby się tego nie robiło, zalałaby ona wszystkie miejscowości, niszczyła uprawy na polach, zaraz pojawiłyby się choroby. To byłby dramat nie do opanowania — mówi Józef Nowicki, obecny prezes Koła Łowieckiego "Szarak" z Bartoszyc, które niedawno obchodziło 65-lecie istnienia.

Koło Łowieckie "Szarak" jest najstarszym kołem w Bartoszycach

Koło Łowieckie "Szarak" jest najstarszym kołem w Bartoszycach

Autor zdjęcia: Archiwum KŁ "Szarak"

Rozmowa z Józefem Nowickim, prezesem Koła Łowieckiego
"Szarak"

— Koło Łowieckie "Szarak" jest najstarszym w Bartoszycach. Właśnie stuknęło wam 65 lat. Jakie były jego początki?
— Wszystko zaczęło się w 1949 roku. Jego założyciele polowali już zaraz po przyjeździe na te ziemie, a formalnie koło zaczęło działać w tym właśnie roku. Ja w szeregi myśliwych wstąpiłem w 1972 roku, a polować zacząłem od 1973. Mój tata kiedyś polował, jeszcze na Wileńszczyźnie. W ten sposób przeszło to na mnie.
— Podczas uroczystości jubileuszowej koło otrzymało także
sztandar.
— Ufundowali go członkowie koła. W czasie uroczystości w Dębówku koło Bartoszyc został on poświęcony i wręczony przez zarząd okręgowy Polskiego Związku Łowieckiego. Sztandar zobowiązuje do określonych zachowań, to nobilitacja dla koła.
— Ilu członków liczy teraz koło?
— Mamy 60 członków oraz dwóch stażystów. Najstarszy stażem jest Ryszard Orpik, który zaczynał na początku lat 50., zaś najstarszym myśliwym jest ponad 80-letni Bazyli Boiwko. Do tej pory uczestniczy w polowaniach. To bardzo etyczny myśliwy, miły, sympatyczny, bardzo koleżeński, na którym można się wzorować.
— Dużo nowych osób, które chcą zostać myśliwymi, zgłasza się do koła?
— Trochę się zgłasza, ale trzeba spełnić pewne kryteria. Trzeba odbyć staż, jeździć na kursy, poznać prawo łowieckie, zdać egzaminy, żeby otrzymać broń.
— Jakie najważniejsze dla koła zmiany zaszły na przestrzeni lat?
— Kiedy w pierwszej połowie lat 70. wstępowałem do "Szaraka", inaczej wyglądała gospodarka, inaczej były prowadzone koła. Nikt nie troszczył się o przyszłość. Wszystko szło trybem z dnia na dzień. Na pewno tamte uwarunkowania były dla łowiectwa bardziej przyjazne. Po zmianach w kraju trzeba było dostosować funkcjonowanie koła do nowych czasów, do gospodarki wolnorynkowej. Trzeba było znaleźć na przykład środki na wypłaty rolnikom rekompensat za straty wyrządzone przez zwierzynę. W miarę możliwości to robimy.
— Szkody najczęściej wyrządzają dziki?
— Dziki, jelenie, daniele. Sarny raczej zrobią znikome szkody. Głównym szkodnikiem jest dzik. W powiecie jego populacja jest w miarę ustabilizowana. Trzymamy ją na względnie niskim poziomie, żeby się nie rozrastała. Dzik jest zwierzyną szybko odradzającą się. Gdyby nie myśliwi, dziki zalałyby nasze tereny, a wręcz powchodziły do miast.
— Czy wilki stanowią dzisiaj jakiś problem?
— Wilki też się u nas pojawiają, ale one nie są takim problemem dla zwierzyny, ale wałęsające się psy. Wilk nie zabija dla samego zabijania, tylko żeby zdobyć pożywienie. A psy gonią zwierzynę, duszą ją, gonią następną i tak w kółko. Tym bardziej, że teraz wiele upraw jest grodzonych. Uciekająca sarna uderzy w siatkę i już nie może uciec. Psy są tak zorganizowane, że potrafią okrążyć w
polu zwierzynę, żeby ją dopaść. Staramy się z tym jakoś walczyć, ale możemy jedynie apelować do ludzi.
— Często spotykacie się z przypadkami kłusownictwa?
— To też jest poważny problem. Trzeba zrozumieć, jak zwierzyna męczy się we wnykach. Kiedyś złapana w ten sposób sarna wyjadła wszystko co miała w zasięgu, a potem zdechła z głodu, bo kłusownik nie sprawdził wnyków. Można sobie wyobrazić, co to było za cierpienie. Inna sprawa to jedzenie mięsa dzików. Podejrzewam, że mało kto je zbada, a przecież można się zarazić włośnicą, która może prowadzić nawet do śmierci albo sprawiać ból do końca życia. Ludzie nie zdają sobie z tego sprawy. Uważają, że jakoś to będzie.
— Myśliwy kojarzy się głównie z osobą z karabinem, która
strzela do zwierząt. Jednak zajmujecie się nie tylko tym, prawda?
— Kojarzenie myśliwego tylko ze strzelbą to uproszczenie sprawy. Polowanie jest częścią gospodarki. W specjalnych planach określa się stan zwierzyny na danym terenie, a na tej podstawie, ile można jej odstrzelić. W okresach trudnych wykładamy dla zwierzyny karmę, budujemy urządzenia hodowlane w lasach.
— Co pan odpowie komuś, kto twierdzi, że myślimy to morderca
zwierząt?
— To nieprawdziwe stwierdzenie. Co to znaczy morderca? Zwierzynę się pozyskuje, bo ją trzeba pozyskać. Gdyby się tego nie robiło, zalałaby ona wszystkie miejscowości, niszczyła uprawy na polach, zaraz pojawiłyby się choroby. To byłby dramat nie do opanowania. Myślistwo to racjonalna, podkreślam to słowo, gospodarka łowiecka. Jeśli ekolodzy uważają nas za morderców, to niech zajmą się rozrośniętą populacją zwierzyny, dokarmiają ją, wypłacają
odszkodowania.

Grzegorz Kwakszys
g.kwakszys@gazetaolsztynska.pl