Diana na łowach

2015-01-14 14:03:50 (ost. akt: 2015-01-14 14:14:34)

Milena Wojdołowicz ma 22 lata. Na co dzień mieszka w Warszawie i studiuje na czwartym roku filozofii na Uniwersytecie Warszawskim. Jej pasją jest myślistwo. W lutym tego roku zdobyła uprawnienia łowieckie. Diana Milena Wojdołowicz jest członkiem Koła Łowieckiego „Jeleń” w Szczytnie.

Diana na łowach
— Jak rozpoczęła się Twoja przygoda z myślistwem?
— Zainteresowanie myślistwem rozbudziły we mnie opowieści taty po jego powrotach z polowań. Relacje te bardzo rozbudzały moją wyobraźnię, a szczególnie pasjonująca była dla mnie wizja tak niedostępnego w miejscu mojego zamieszkania bliskiego kontaktu z przyrodą, którego uroki poznałam będąc przez długi czas harcerką. Moje aspiracje myśliwskie początkowo były odbierane z lekkim niedowierzaniem nawet wśród najbliższych, ale determinacja i niegasnące zaciekawienie sprawiły że przed pierwszym polowaniem zbiorowym w sezonie 2012 byłam już zdecydowana aby poznać ten łowiecki świat od środka jako stażystka w kole łowieckim mojego taty.

— Czy masz jakieś myśliwskie tradycje rodzinne?
— Pierwszym myśliwym w mojej rodzinie jest mój ojciec. Na chwilę obecną tylko nasza dwójka posiada uprawnienia, ale cała rodzina poniekąd podziela naszą pasję. Największe nadzieje na kontynuowanie tradycji w następnych pokoleniach budzi moja 8-letnia siostrzenica. Cieszę się, gdyż wykazuje się ona bardzo dojrzałym jak na swój wiek zrozumieniem otaczającej ją przyrody, uwielbia przeglądać moje podręczniki łowieckie, a co ciekawe wyjątkowo docenia smak dziczyzny.

— Jak jesteś traktowana przez swoich kolegów myśliwych?
— Koledzy z mojego koła łowieckiego są otwarci, przyjaźni i niezmiernie pomocni, wiem że mam do kogo zwrócić się w razie jakichkolwiek wątpliwości. Wiele nauczyłam się od mojego opiekuna stażu, jak też i od innych doświadczonych myśliwych z którymi miałam okazję rozmawiać. Większość z nich twierdzi, że obecność Diany wpływa na atmosferę, łagodzi obyczaje. Ja nie mam tego porównania, od pierwszego kontaktu z łowieckim gronem utwierdziłam się w przekonaniu, że jest to zajęcie, które wymaga odpowiedniej ilości rozwagi, wiedzy, profesjonalizmu, pasji i wzajemnego szacunku dla współtowarzyszy. Moja rola w kole jest wyjątkowa nie tylko przez to, że jestem jedyną przedstawicielką płci pięknej, co może ośmielić inne kobiety do wstąpienia w łowieckie szeregi, lecz reprezentuję również młode pokolenie i widzę, jak wielką wagę przywiązują starsi do tego, aby wpoić mi prawidłowe zasady etyki i tradycji łowieckiej, aby miał je kto pielęgnować i przekazywać dalej.

— Jak często polujesz?
— Na polowania zawsze jeżdżę z tatą. Staramy się brać udział we wszystkich polowaniach zbiorowych, a także w miarę możliwości wygospodarować w ciągu roku jak najwięcej czasu na indywidualne polowania z podchodu i zasiadki.

— Czy pamiętasz swoje pierwsze polowanie?
— Na swoje pierwsze polowanie jako pełnoprawny myśliwy z bronią w ręku udałam się z tatą na początku października tego roku. Spędziliśmy w łowisku cały weekend, przemierzyliśmy rozległe tereny w podchodzie, a poranki i wieczory spędziliśmy na obserwacjach z ambony. Towarzyszył nam doświadczony nemrod, kolega myśliwy z naszego koła, były wieloletni strażnik łowiecki, który doskonale zna las i zwyczaje zwierzyny, był dla nas świetnym przewodnikiem.

— Co czułaś po upolowaniu pierwszego zwierzęcia?
— Na moim pierwszym pokocie pojawiła się sarna. Byłam dumna ze swojego strzału. Oddanie jej „ostatniego kęsa” było bardzo płodnym w przemyślenia doświadczeniem, sprawiło, że moment ten był dla mnie bardzo prywatny. Uważam, że oddanie czci zwierzynie jest bardzo ważnym elementem tradycji łowieckiej. Dla mnie było to bardzo symboliczne, pobudzające do refleksji nad naturą, naszym miejscu w niej i odpowiedzialnością jaką za nią ponosimy.

- Czy któreś polowanie zapadło Pani szczególnie w pamięć?
- Było to moje drugie polowanie zbiorowe na stażu, a uczestniczyłam w nim jako naganiacz z aparatem zawieszonym na szyi. Przed tym pamiętnym pędzeniem udało mi się jedynie kilka razy zaobserwować pojedyncze sztuki zwierzyny i to ze znacznej odległości. To czego doświadczyłam, kiedy linia naganki zatrzymała się na śródleśnej dróżce aby wyrównać pochód wywarło na mnie ogromne wrażenie. Stałam zahipnotyzowana ciszą i zapachem lasu, kiedy nagle rozległ się straszny hałas, miałam wrażenie jakby zatrzęsła się ziemia. Z remizy gęstych drzew na przeciwko mnie zerwała się licząca około 30 sztuk chmara jeleni, zamurowało mnie. Niektóre łanie i byki przebiegły w odległości kilku metrów ode mnie. Udało mi się wtedy zrobić świetne zdjęcia zwierząt w „locie”, są dla mnie wyjątkową pamiątką.

— Jak wygląda strój myśliwski Diany?
— Strój, w którym poluję musi być przede wszystkim wygodny, funkcjonalny i utrzymujący ciepło przez wiele godzin w różnych warunkach, oraz oczywiście schludny. W swojej polowej wersji nie różni się znacznie od męskiego ubioru myśliwskiego. W wydaniu galowym strój Diany jest bardzo elegancki, tradycyjny, dodaje powagi i klasy.

— Czy Diany spotykają się na typowo kobiecych spotkaniach myśliwskich?
- Nie mam stałego kontaktu z innymi polującymi paniami, jednak często czytam artykuły, z których dowiedziałam się o Stowarzyszeniu Polskich Dian oraz o licznych konkursach i festiwalach skierowanych głównie do polujących kobiet.